strona główna Wywiady Między montówką a montażownicą
2012-04-13, ostatnia aktualizacja 2012-04-15 09:45

Między montówką a montażownicą

Wraz z rozwojem motoryzacyjnej techniki i związanych z nim relacji handlowych pojawiają się w naszym języku nowe słowa. Nie zawsze jednak trafne, poprawne, a nawet potrzebne. Na tle tego terminologicznego zamieszania pojawiają się różne nieporozumienia i spory. Trudno je rozstrzygać samemu, będąc stroną. Dlatego z rozmaitymi naszymi wątpliwościami zwróciliśmy się do wybitnego językoznawcy, Profesora Jana Miodka, będącego powszechnie uznawanym autorytetem w sprawach poprawnej polszczyzny, a równocześnie arbitrem bezstronnym, bo absolutnie wręcz niepodatnym na wszelkie emocje towarzyszące motoryzacji.

Marian Kozłowski: Wdzięczni jesteśmy, Panie Profesorze, za zgodę na tę konsultację. Choć dotyczy ona zagadnień technicznych, obiecujemy z góry ograniczyć się w naszych pytaniach do problemów językowych…

Profesor Jan Miodek: Wiem, Państwo zajmują się samochodami w czasopiśmie…

Bogusława Krzczanowicz: Miesięcznik nazywa się „Autonaprawa”.

J.M.: Cóż, nie ukrywam, że o słowie autonaprawa mówiłem już wiele razy. Strukturalnie to oznacza: „naprawianie samego siebie”, tak jak autoreklama. Ja bym wolał naprawę aut albo nawet autoservice, bo wtedy mamy dwie cząstki obce i obcą kolejność. Tak jak w złożeniach typu biznesplan. Natomiast jak się lat temu kilka ktoś zdecydował ten service przetłumaczyć na naprawę, to powinien bezwzględnie kolejność tych członów odwrócić. Pewno, że dziś mamy tego coraz więcej, ale to strukturalnie nie jest dobre. Powstał jednak Lutosławski Kwartet, a nie Kwartet Lutosławskiego, Golec uOrkiestra, a nie Orkiestra Golców, Sopot Festival, a nie Festiwal w Sopocie… Podobnie te wszystkie Kredyt Banki, Magnolia Parki powchodzą do języka.

Jan Miodek

Zenon Majkut: Pisuję w miesięczniku „Autonaprawa” na tematy techniczne i pewien rodzaj urządzenia zawsze nazywam montówką, tak jak koledzy u nas w firmie, która te montówki dostarcza. To się jednak nie wszystkim podoba.

J.M.: Montówka – „urządzenie, które coś montuje”. Popieram. Mogłaby być też montowarka.

Z.M.: Wraz z kolegą znaleźliśmy jeszcze kilka innych, zamiennych propozycji. Na przykład monterka lub montownica.

J.M.:Tak jak suwnica utworzona przyrostkiem od podstawy czasownikowej suwać. Najwięcej jest nazw urządzeń z przyrostkiem -arka: „to, co suszy”, to jest suszarka, „to, co wierci”, jest wiertarką, „to, co pogłębia”, jest pogłębiarką, więc tu mogłaby być jakaś montowarka.

Z.M.: Jest wyważarka, która „wyważa”…

J.M.: Golarka, która „goli”. Przez długi czas pisano maszynka do golenia. Golarka – czemuż by nie? Teraz każde biuro ma niszczarkę, czyli „maszynę, która niszczy”. Niewątpliwie ta nasza maszyna „montuje coś”, „dokonuje montażu”. Montówka jest dobra, ale… bardzo potoczna. Montownica, tak jak lutownica, suwnica – nie podoba się Panu? Ponieważ to urządzenie służy nie tylko do montażu, ale i do montowania, to ja w związku z tym jestem za montownicą.

B.K.: Ale w powszechnym użyciu zdążyła się już utrwalić montażownica

Z.M.: Montażownica nam się bardzo nie podoba, bo jest długa. I to „ż” w środku...

J.M.: Montażownica jednak? To teraz wy, technicy, mi powiedzcie, czy jedno wyklucza drugie? Montażownica uwzględnia montaż, ale jest dłuższa. No, to niechby już ta montażownica była. Wahałbym się między montażownicąmontownicą.

M.K.: A czy warto, Panie Profesorze, w ogóle o takie sprawy walczyć?

J.M.: Oczywiście, że warto. Kiedy jadę przez Gliwice i widzę napis: lakiernia na gorąco, uderza mnie jego nonsensowność. I nie trzeba być do tego językoznawcą. Lakiernia, nomen loci – pomieszczenie, w którym się coś lakieruje – może być duża, mała, stara. Ale na gorąco może być tylko lakierowanie.

M.K.: Inny problem. Jest w naszej dziedzinie wiele terminów, które przechodzą żywcem z obcych języków. Czy powinniśmy lansować ich polskie odpowiedniki?

J.M.: Proszę Pana, jeśli to jest nowe urządzenie i ono jest w świecie znane tylko pod tą nazwą, to na siłę nie należy szukać odpowiedników. Wie Pan, ja już przeżyłem parę konkursów „Gazety Wyborczej” i „Polityki”: wymyślmy jakiś tam odpowiednik laptopa i dżojstika, i zaczynają się właściwie nowopotworki. Co innego, gdy polski odpowiednik już jest. Moje sekretarki mają zwyczaj pisać porządek obrad, ale już dwudziestoparolatki będą pisać agenda posiedzenia, bo w języku angielskim agenda również tyle znaczy, co porządek. Tylko po co nam, pytam, ta agenda, skoro mamy porządek? Natomiast dżojstik wszedł, bo niczego innego przedtem nie było. No to niech już ten dżojstik zostanie, w dodatku pisany przez „dż”.

M.K.: Czy to dobrze, że taki wyraz odmienia się po polsku?

J.M.: Dobrze. Na tym właśnie polega adaptacja. Wtedy jest wszystko w porządku. Poza tym czasem konstrukcja obca daje walor pewnej ekspresji. Wiadomo, że w języku oficjalnym będziemy mówić zawsze o zezłomowaniu samochodu, ale w potocznym karierę robi szrotowanie. Niemiecki Schrott oznaczający śrut, ale też rdzę i złom, brzmi jakoś mocniej. Lechoń kiedyś napisał w „Dzienniku”, że niby mówimy coś z ogniem, ale czasem warto też powiedzieć coś z fojerem albo z fajerem. Na tej też zasadzie czasem powiem koniec, a czasem szlus albo chwatit zamiast dosyć.

B.K.: Panie Profesorze, skoro już mówimy o zapożyczeniach, pojawiło się w polszczyźnie sporo nazw własnych typu IKEA. Co wtedy z odmianą?

J.M.: Odmienia się. Idę do Ikei. Czytam właśnie tę słynną trylogię [„Millenium”] Larssona. IKEA jest tam odmieniana, i bardzo dobrze, że tłumacze to robią. A wiedzą Państwo, jak powstała nazwa IKEA? To jest pierwsza litera imienia założyciela, pierwsza litera nazwiska, pierwsza litera miejscowości, w której się urodził, i pierwsza litera miejscowości, gdzie był bierzmowany.

B.K.: Jako sekretarz redakcji często spotykam się z następującym problemem. Piszemy artykuł o jakiejś firmie, wysyłamy tekst do akceptacji i w odpowiedzi słyszymy: „nasza nazwa się nie odmienia” albo: „naszą nazwę trzeba pisać w całości dużymi literami”, choć nie wiem, dlaczego. Jeżeli to jest skrót literowy typu IKEA, no to wiadomo, ale jeżeli nazwę tworzą na przykład dwa nazwiska, to często powstają rozmaite dodatkowe kłopoty.

J.M.: Tak, zwłaszcza przy odmianie. Oczywiście, jest taka możliwość, aby popularną Fabrykę Automatów Tokarskich, w skrócie FAT, w przypadkach zależnych zapisywać: FAT-u, FAT-owi, ale już w zdaniu: „mój tata pracuje w Facie”, radzi się z dużych liter zrezygnować i napisać w Facie, tak jak krawacie, na przykład.

rzondamy

M.K.: Są dwa terminy: układ i system, używane zamiennie, choć w moim odczuciu różnią się one znaczeniowo.

J.M.: Tak. Dlatego nie będę mówił do studentów o układzie, lecz o systemie. Jest taka definicja tego pojęcia, która mówi, że istotą systemu nie jest suma algebraiczna elementów składowych, tylko suma relacji między tymi elementami. W tym sensie można mówić, że układ sygnalizacji świetlnej jednak jest systemem. Samo w sobie zielone światło nic nie znaczy, ono ma wartość funkcjonalną tylko dzięki opozycyjnemu istnieniu światła czerwonego. W tym sensie ważniejsza jest ta relacja. Jeśli jest taka relacja, mówi się o systemowości.

Z.M.: Skoro o systemach mowa, to my mamy taką reklamę urządzenia, w której nazywa się je komputerowym systemem kontroli regulacji geometrii kół. Po angielsku wystarcza tu jedno słowo aligner, lecz w języku polskim nie ma ono bezpośredniego odpowiednika. Na jakiej zasadzie należy go próbować utworzyć, by tę naszą niewygodną nazwę skrócić do najwyżej dwóch słów?

J.M.: Można próbować tak, jak studenci filologii, gdy nazywają gramatykę opisową krótko opisówką. Można utworzyć nazwę tylko od głównej funkcji urządzenia, a chyba najlepiej przyjąć oryginalny termin angielski i objaśniać go w potrzebie, dopóki się nie upowszechni...

B.K.: Panie Profesorze, mamy w języku polskim chaos, jeśli chodzi o pisownię nazw spółek. Jedni piszą S.A., inni SA.

J.M.: To wszystko narobił profesor Doroszewski, a mówię to z całym szacunkiem. Przecież we wszystkich współczesnych opracowaniach teoretycznych, gdy się mówi o skrótach, jest napisane, że chociaż przed wojną pisało się U.S.A. (z kropkami), to ostatecznie od któregoś roku skróty literowe w Polsce pisze się bez kropek. Kiedyś jednak, za komuny, bank PKO był jedyną spółką akcyjną w Polsce, a profesor Doroszewski dał mu te dwie kropki, więc tak to poszło do „Słownika poprawnej polszczyzny” z lat 70. Gdy po ’89 roku zaczął się wysyp spółek akcyjnych, część z nich korzystała ze słownika Doroszewskiego. Tak na przykład powstała nazwa Telewizja Polska S.A. Inne, w tym także regionalne ośrodki telewizyjne, kierując się nowszą zasadą, wpisywały w swej nazwie SA (bez kropek). Tak też zalecaliśmy zgodnie my, wszyscy językoznawcy. Wówczas jakiś prawnik się przyczepił, że akt założycielski spółki telewizyjnej opiewał na dwie kropki, i w efekcie wszystkie plansze ośrodków trzeba było zmieniać wbrew normie. Co innego sp. z o.o.

B.K.: Mamy jeszcze spółki cywilne i niektóre słowniki preferowały pisownię s.c. Są też spółki jawne. Wydaje się, że przez analogię do SA i SC powinny mieć skrót SJ, lecz i tu dochodzi do głosu jakaś ułańska fantazja...

J.M.: Zawsze mówię, że te konwencjonalne zasady są męczące, te duże – małe litery, kropka – bez kropki, coś okropnego. Dotyczy to nie tylko podanego przez Panią przykładu. Mamy w języku polskim następujące zasady: nazwy mieszkańców miast należy pisać małymi literami: wrocławianin, warszawianin, poznaniak, gorzowianin, tarnowianin; nazwy mieszkańców regionu – oczywiście dużą: Małopolanin, Wielkopolanin, Ślązak, Poznaniak – w znaczeniu „mieszkaniec Wielkopolski”, Krakowiak w znaczeniu „mieszkaniec Małopolski”. Nazwy mieszkańców państw – zawsze dużą: Fin, Azer, Polak, Czech, Słowak, ale „Słownik ortograficzny” zezwala mieszkańca Niemieckiej Republiki Demokratycznej napisać NRD-owiec albo enerdowiec przez małe „e”! Nonsens.

B.K.: W naszym języku branżowym bardzo często pojawia się konstrukcja słowna typu: urządzenia (tu pada konkretna nazwa) dedykowane do (dla) pojazdów dostawczych

J.M.: Wiem. O tej dedykacji już wielokrotnie słyszałem. To jest fatalny anglicyzm. Bezwzględnie trzeba go zamieniać na przeznaczone. Dedykację można umieścić na książce, a dedykować utwór poetycki lub muzyczny. Oczywiście dedykować wyłącznie komuś, a nie do lub dla.

B.K., M.K., Z.M.: Dziękujemy!

J.M.: Jeśli zamierzają Państwo coś z tej rozmowy opublikować, to proszę dokonać jakiegoś montażu. Może tą… montażownicą?

Bogusława Krzczanowicz, Marian Kozłowski



 

Wasi dostawcy


Podobne

Polecane


ver. 2023#2