2020-05-28, ostatnia aktualizacja 2020-05-28 12:05

Hejt

Fot. Archiwum

Fot. Archiwum

Gdy w 1969 roku amerykańska Agencja Zaawansowanych Projektów Badawczych wdrażała przeznaczony do celów militarnych system łączności odporny na wszelkie ataki, łącznie z nuklearnym, nikt nie przypuszczał, że po dwudziestu latach wkroczy on do wszystkich cywilnych sfer życia. Internet – world wide web, bo o nim tu mowa, pozwala poszczególnym węzłom sieci na wzajemną komunikację bez udziału jakiejkolwiek centrali, siedziby, plejady odpowiedzialnych za jego funkcjonowanie prezesów i nadzorców. Po prostu jest, działa i trudno się bez niego obyć. Nigdy wcześniej w historii ludzkości nie istniało medium o podobnej sile, działające globalnie i w czasie rzeczywistym. Młodzi ludzie zapewne nie potrafią zrozumieć, jak ich rodzice mogli żyć w epoce pozbawionej Facebooka, Twittera czy Google Maps. Filmik wrzucony na YouTube w ciągu godziny obejrzą dziesiątki lub setki tysięcy internautów rozsianych po całym świecie. Obejrzą, skomentują i prześlą dalej. A zatem wolność, równość i tolerancja. Tu nie istnieją żadne podziały i utrwalane przez lata hierarchie – głosy profesora uniwersytetu, pisarza, spawacza czy ucznia podstawówki brzmią równie donośnie i mają tę samą wagę.

Dziś, w dobie powszechnej izolacji spowodowanej pandemią, rola Internetu jeszcze bardziej wzrosła – stał się nieomal naszym jedynym oknem na świat. Jest używany do pozyskiwania informacji, wymiany poglądów, kontaktu z innymi osobami lub po prostu dla rozrywki. Za jego pośrednictwem załatwia się sprawy urzędowe, kupuje towary, prowadzi lekcje, ogląda filmy, a poczta elektroniczna jest najszybszym i najpewniejszym sposobem przesyłania wiadomości i dokumentów. Ale – jak to z wszystkimi przełomowymi wynalazkami bywa – oprócz oczywistych korzyści przyniósł też szereg wcześniej nieznanych zagrożeń. Bo Internetem posługują się również przestępcy. Jedni za pomocą maili kradną loginy i hasła do kont bankowych. Drudzy włamują się do komputerów, by szantażować ich właścicieli. Jeszcze inni zarabiają na panice i strachu, sprzedając środki czystości i materiały ochronne po wyśrubowanych cenach.

W Internecie łatwo udawać kogoś, kim się nie jest. Korzystają z tego nie tylko naciągacze, ale i zwykli ludzie. Łatwość nawiązywania znajomości dzięki mediom społecznościowym spowodowała, że osoby o podobnych zainteresowaniach i poglądach łączą się w grupy. A w grupach nakręcają się wzajemnie i – zamiast trzeźwo myśleć – ulegają stadnym emocjom. Potrafią błyskawicznie wykreować bohatera, by chwilę potem zacząć go niszczyć. Stąd już prosta droga do coraz mocniejszych i skoordynowanych ataków na realnych lub wyimaginowanych przeciwników.

Równy dostęp do internetowych zasobów sprawił, że każdy może wypisywać wszystko, co przyjdzie mu do głowy, przy czym poczucie anonimowości napędza rozwój chamstwa i agresji. Hejt stał się zjawiskiem codziennym, niemalże akceptowanym. I ma niejedno oblicze. Dotyka w tym samym stopniu polityków, sportowców, artystów, biznesmenów i wszystkich, których nazwiska pojawiły się kiedykolwiek w sferze publicznej. Co ciekawe, hejtowani niejednokrotnie sami bywają hejterami. Hejtuje się dla zabawy albo wyładowania frustracji, co często uzależnia bardziej niż gry komputerowe. Byle ośmieszyć, wydrwić, zniszczyć i czerpać satysfakcję z dokopania komuś innemu?

Jeśli nie dostrzegamy masowości tych zjawisk w codziennym, niewirtualnym życiu, oznacza to jedynie, że obracamy się w innych kręgach, wśród ludzi hołdujących podobnym do naszych normom i wartościom. Ale być może to właśnie my stanowimy egzotyczny margines, jakiś skansen doby przedinternetowej, a prawdziwy obraz społeczeństwa jest inny. Dość wiernie odzwierciedla go właśnie Internet, gdzie ukrywanie się pod nickiem pozwala bluzgać bezkarnie.



Jan Wajdzik
Redaktor naczelny Miesięcznika Branżowego Autonaprawa

Tagi


 

Wasi dostawcy

Polecane


ver. 2023#2