2012-05-14, ostatnia aktualizacja 2012-05-14 06:23

Sprawcy

Nawigacja

Fot. Rikaline

Nawigacja

Użytkownicy satelitarnych systemów nawigacyjnych są na różne sposoby instruowani i ostrzegani, by udzielanych przez nie informacji nie traktować z pełnym zaufaniem. Na internetowych forach wciąż pojawiają się podawane ku przestrodze opisy nieprawdopodobnych wręcz wydarzeń, będących udziałem bezkrytycznych realizatorów zaleceń płynących z głośników tego rodzaju urządzeń. Ktoś (podobno) na przejeździe kolejowym skręcił na tory i po pewnym czasie (!) zderzył się czołowo z pociągiem, inny zjechał do rzeki, omijając most, albo spowodował autostradowy karambol, postępując zgodnie z komendą „natychmiast zawróć, jeśli to możliwe!”.

Ponieważ bezpośredni sprawcy tego rodzaju incydentów są jednocześnie ofiarami, rzetelna ocena ich winy i umysłowej sprawności uchodzi za niestosowną. Zasługują najwyżej na międzynarodową nagrodę Darwina, przyznawaną pośmiertnie za uchronienie potomności przed dziedziczeniem tak niewydarzonych genów. Czy jednak różnią się oni tak bardzo od producentów nawigacyjnego sprzętu, umieszczających w jego oprogramowaniu wyświetlane każdorazowo ostrzegawcze preambuły i domagających się potwierdzenia ich odbioru? To przecież wydaje się prostą drogą do wyeliminowania swojej marki z rynku.

Z treści tych komunikatów wynika bowiem, iż podawane informacje drogowe mają charakter jedynie informacyjny, a cała odpowiedzialność za bezpieczeństwo jazdy i przestrzeganie przepisów ruchu drogowego spoczywa na kierowcy. To oczywiste, że za skręcenie pod prąd w jednokierunkową ulicę mandat (w najlepszym wypadku) zapłaci kierowca, a nie satelita, lecz nie po to kupuje się nawigacyjne systemy, by częściej doświadczać kłopotów.

Poza tym, jakie są granice owej orientacyjności? Czy mieszczą się w nich również istotne skądinąd różnice między jazdą w prawo, w lewo i na wprost? Dokładność działania wszelkich urządzeń technicznych obarczona jest zawsze pewnym dopuszczalnym błędem, ale nie ma potrzeby przypominać o tym przy każdej okazji. Nieznane są przypadki, by np. na skali prędkościomierza ktoś umieszczał oświadczenie, iż nie odpowiada za skutki jego błędnych wskazań.

W praktyce jednak rzeczywiście samochodowe nawigatory mylą się znacznie częściej i głębiej niż jakiekolwiek pokładowe wskaźniki. Wynika to przede wszystkim ze złej jakości wykorzystywanych map.

Wypróbowałem ich wiele, odnajdując we wszystkich pewien wspólny zasób ewidentnych dezinformacji, nakłaniających w tych samych miejscach do opuszczenia optymalnej i najszybszej trasy na rzecz znacznie gorszej, mniej bezpiecznej albo wręcz bezdroży! Nie wynikało to więc, bynajmniej, z nieaktualności lub niedostatecznej precyzji zapisów, bo mapy były pod tym względem różne. Po prostu wszystkie korzystały z tego samego fałszywego źródła. Z ciekawości nie ignorowałem wyraźnie błędnych podpowiedzi, lecz starałem się je wypełniać w miarę technicznych możliwości, myśląc przy tym o ewentualnych skutkach takiego postępowania w jakichś innych, nieznanych okolicach. Formalnie to „w razie czego” byłbym bezpośrednim i jedynym sprawcą doznanych niepowodzeń, ale solidne dochodzenie musiałoby ujawnić cały szereg anonimowych wcześniej współwinowajców.



Marian Kozłowski
Redaktor naczelny Miesięcznika Branżowego Autonaprawa


 

Wasi dostawcy

Podobne

Polecane


ver. 2023#2