2019-01-20, ostatnia aktualizacja 2019-01-20 22:04

Dedykacja

Fot. Archiwum

Fot. Archiwum

Autorom reklamowych oraz instruktażowych utworów, „dedykującym” namiętnie i bez umiaru określone techniczne produkty, należy się w końcu jakiś rewanż. Niech zatem ten tekst będzie im właśnie zadedykowany. Zasługują bowiem na to nie tylko przez szczodrość hojnie rozdawanych „dedykacji”, lecz także za ich twórczy wkład w skuteczne zubażanie naszej powszedniej polszczyzny.

Kiedyś imienne dedykacje dodawali do swych dzieł artyści, na przykład Ludwig van Beethowen zadedykował swą fortepianową miniaturę jakiejś, zapewne mu drogiej, choć dziś już całkiem zapomnianej, Elizie. Podobnie dedykowali niektóre wiersze Goethe, Mickiewicz, Słowacki, Norwid... Osoby w ten sposób przez twórców obdarzone trafiały do zbiorowej świadomości niczym zachowane pomniki nieznanych bohaterów.

W klasycznej dedykacji nie było wątpliwości, co jest dedykowane, przez kogo i komu, i że stanowi rodzaj pozytywnego wyróżnienia, wyraz emocjonalnej więzi obu stron takiej specyficznej transakcji. W dzisiejszym wszechogarniającym „dedykowaniu” już to tak jasne nie bywa. „Dedykuje” cokolwiek każdy, kto się nie leni. Obdarowany i zwykle też darczyńca nie czują się „dedykacją” szczególnie wyróżnieni. Określenie to w nowym swym znaczeniu, jako zapożyczone z języka angielskiego dedicate, służy po prostu odróżnianiu przedmiotów uniwersalnych w użyciu od tych przypisanych wyłącznie do jakichś konkretnych zastosowań. O ile więc dedykowaną kompozycję muzyczną lub poetycką mogła opanowywać pamięciowo i potem z tej pamięci odtwarzać nie tylko Eliza, Zofia bądź Maryla, a wręcz każda ambitna panienka z kulturalnego domu, o tyle „dedykowana” obecnie „do czegoś” część zamienna albo narzędzie – do innych celów po prostu się nie nadaje, podobnie jak buty przez rzemieślnika uszyte na miarę skądinąd nietypowej stopy.

Można powiedzieć, że dana uszczelka, śruba lub zębatka jest „dedykowana” do takiego bądź innego modelu urządzenia, choć bardziej pod względem gramatycznym prawidłowo byłoby dedykować ją nie „do”, lecz „czemuś” albo „komuś”. Jednak fakt jej „dedykowania” niczego tu nie zmienia i słowa do niego się odnoszące dają się bez szkody usunąć ze zdania. Cóż na to poradzić, jeśli napisać lub powiedzieć, że coś jest wykonane specjalnie do czegoś, uchodzi za nieprofesjonalne, językowe prostactwo, czyli brak umiejętności nazywania rzeczy po imieniu.

Przeciwieństwem jest tutaj sztuczna i śmieszna pretensjonalność wypowiedzi, zupełnie niestosowna w konkretnej, rzeczowej rozmowie, gdyż żywcem przeniesiona z dawnego języka egzaltowanych podlotków.

W dawnej starannej i prawdziwie eleganckiej stylistyce polskiego pisania na tematy techniczne nie było miejsca na żadne dedykacje w dawnym tego słowa sensie. Nikomu George Stephenson nie zadedykował swoich lokomotyw, Daimler – samochodów ani Volta – ogniwa. Dedykowano najwyżej „samemu Bogu” (Sili Deo) i różnym świętym wielkie obiekty architektoniczne. W odniesieniu do przedmiotów dziś „dedykowanych” byłoby to rażąco przesadne.



Marian Kozłowski
Redaktor naczelny Miesięcznika Branżowego Autonaprawa

Tagi


 

Wasi dostawcy

Polecane


ver. 2023#2