2012-07-31, ostatnia aktualizacja 2012-07-31 14:27

Międzyczas

Fot. sxc.hu

Fot. sxc.hu

Słowo użyte w tytule, choć w mowie potocznej bardzo popularne, wśród znawców i miłośników poprawnej polszczyzny uchodzi za językowy śmieć. Nie umieszcza się go w większości słowników, a jeśli już, to tylko w odniesieniu do zawodów sportowych na określenie czasu pokonania jakiegoś konkretnego odcinka wyścigowej trasy. Jednak i w tym wypadku jego logiczne znaczenie przeczy opisywanej w ten sposób rzeczywistości. „Międzyczas” bowiem sugeruje istnienie czegoś pomiędzy co najmniej dwoma odrębnymi czasami, jak międzygórze między wzniesieniami, międzymorze między wodami.

Mówimy: zostałem ukarany mandatem, ponieważ, prowadząc samochód, w międzyczasie rozmawiałem przez telefon komórkowy. Chodzi jednak najwyraźniej o wykonywanie dwu różnych czynności w tym samym czasie, a nie na przemian. Szkoda więc na to marnować nazwy, którą można by wykorzystać znacznie trafniej tam, gdzie jej najwyraźniej brakuje.

Takim realnym „międzyczasem” są pewne dni roku, pojawiające się coraz liczniej w naszych, polskich kalendarzach. Być może warto by je tam zacząć oznaczać jakimś dodatkowym kolorem. Normalnie wystarcza czarny dla czasu pracy i czerwony dla wypoczynku i świętowania (co nie zawsze na to samo wychodzi), ale nie u nas. Czarne daty pomiędzy jakimkolwiek stałym świętem a najbliższym mu weekendem to zgodnie z ugruntowaną już tradycją okresu nijakie, lecz stanowiące przy tym przedmiot masowej wręcz troski jako strefa niczyja i w związku z tym wymagająca jakiegoś pilnego zagospodarowania.

Dominuje przekonanie, że dni te powinny być wolne. Co za tym przemawia? Najczęściej nic oprócz irracjonalnego przeświadczenia, że „jakoś tak pasuje” niczym ta przysłowiowa dziurka do nieznanego klucza. Jako tako sensowne uzasadnienie mogą mieć te starania z okazji Wszystkich Świętych, bo to święto związane u nas dość powszechnie z dalekimi podróżami. Skąd jednak tak pilna potrzeba „wypoczywania” pomiędzy Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem albo w okresach tzw. „długich weekendów”, które stopniowo stają się coraz dłuższe?

Zgodnie z prawem pracy powinien to być czas wliczany do urlopu (bo niechby coś się wtedy, odpukać, wydarzyło…). Takie rozwiązanie nie bardzo jednak zadowala pracowników mających jakieś inne urlopowe plany. Nie dość, że rezygnują w ten sposób ze swobody w wyborze optymalnej dla każdego, a nie dla wszystkich jednakowej, pory wypoczynku, to jeszcze spędzają go w mniej komfortowych warunkach, ponieważ osoby, od których warunki te zależą, też mają wtedy wolne.

Dla pracodawców są to okresy w znacznej mierze stracone nawet przy pełnej obsadzie roboczych stanowisk, gdyż każda działalność gospodarcza wymaga obecnie rozległej zewnętrznej współpracy. Poza tym przy racjonalnym zatrudnieniu nie ma rezerw pozwalających nadrabiać zaległości.

Tak więc dobrodziejstwo wolnych „międzyczasów” nikomu w gruncie rzeczy na dobre nie wychodzi. Co z tego, że z czymś się one sumują, skoro nie bardzo wiadomo, po co. Żaden to kłopot przepracować normalnie pojedynczy dzień między świętami, a urlop spędzać według swoich upodobań. Ktoś może lubić kilkudniowe dojadanie wigilijnego karpia, lecz wszyscy przecież nie muszą.



Marian Kozłowski
Redaktor naczelny Miesięcznika Branżowego Autonaprawa


 

Wasi dostawcy

Podobne

Polecane


ver. 2023#2